Szukałam składników do mistury dla Megi, kiedy nagle ujrzałam człowieka. Tak, wiem kim są ludzie, bo słyszałam o nich opowieści od członków dawnej watahy.
Szybko przywołałam pnącza, które mnie oplotły i wtopiłam się w drzewa. Podeszłam bliżej i ujrzałam innego wilka. Postanowiłam mu pomóc.
Wyskoczyłam zza krzaków, szczerząc kły, a człowiek widząc dodatkowo moje świecące jadowicie oczy, uznał mnie za demona lasu i uciekł.
Podeszłam do uwięzionej wilczycy - bo to była ona.
- W porządku? - spytałam.
- Łapa mnie boli - jęknęła.
Pnącza jak zawsze były niezawodne. Podważyły pułapkę i dało się spokojnie wyjąć łapę.
- Jestem Hariama, nowa zielarka - przedstawiłam się.
- Shontaya.
- Zaprowadzę cię do szam... tfu! medyczki.
Poszłyśmy powoli, bo Shontaya kuśtykała na krwawiącej łapie.
*Shontaya?*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz