Tym razem mi się upiekło. Wilk należał do watahy, na której teren nieumyślnie wkroczyłam. Zaprowadził mnie do alfy.
Przywódca okazał się na tyle wspaniałomyślny, że wysłuchał mojej historii i wyznaczył mi stanowisko zielarki. Nie mieli tu szamanów, ale zostałam wysłana do tutejszej medyczki.
- A więc jesteś tu nowa i potrzebna ci robota? - spytała.
- Tak jest - odparłam.
- Cóż, niestety mam jeszcze niezbędne na opatrunki zioła i nie potrzebuję nowych. - Myślała przez chwilę, aż coś ją olśniło: - Ach, tak! Nasz alfa się żeni! Mogłabyś nazbierać kwiatów i ziół, żeby podsycić ceremocję ich aromatem!
- Tak, dobry pomysł! Mogłabym też zrobić dekorację z magicznych pnączy?
- A co to takiego?
Dotknęłam łapą ziemi i w tamtym miejscu wyrosło pnącze, które, z racji braku podparcia, popełzło po podłożu i po chwili zakwitło, wykształcając białe kwiaty.
- To jest wspaniałe! - westchnęła wilczyca. - Przynieś jeszcze te pachnące zioła i dekoracja na ślub będzie jak znalazł!
Nie tracąc czasu, popędziłam nad wodospad, mając nadzieję, że tam coś znajdę. Dla innych wilków byłoby niedorzeczne, że szukam roślin w zimie. Ale ja wiedziałam swoje.
Z pomocą amuletu pobudziłam w ziemi energię i jak na zawołanie przy brzegu wyrosły lawenda, mięta i rumianek. Szybko zebrałam kwiaty, żeby nie zmarzły i pobiegłam do medyczki.
Później razem przygotowałyśmy miejsce ceremonii; z pnączy powstała altanka, w którą wplotłyśmy kwiaty, a gdy zakwitło pnącze, w powietrze uniósł się zbijający z nóg zapach.
Ślub odbył się bez problemów. Potem zapolowaliśmy i wróciliśmy do jaskiń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz