Otworzyłam szeroko oczy. On miał styczność z człowiekiem? I do tego on go u r a t o w a ł? Ten wilk mnie zoraz bardziej zaskakuje.
- Czy... - zawachałam się przez chwilę, po czym ponownie spojrzałam Kaminari'emu w oczy, aby pokazać mu, że nie musi mi nic mówć, jeżeli nie chce, ale jednocześnie wykazać się iskierką zrozumienia. - Czy mógłbyś mi opowiedzieć o... nim?
- Niej - poprawił mnie. - I tak, opowiem ci. - oznajmił nie spuszczając ze mnie wzroku. - Kiedy wróciłem do watahy nikt nie ocalał. Tak jak ci mówiłem wtedy zrozumiałem, że muszę spoważnieć. Nie mając nic innego do wyboru opuściłem swoje dawne tereny. Cały we krwi łaziłem po tym świecie. W pewnym momencie po prostu się położyłem i czekałem na śmierć. Mimo moich nadziei niedługo po tym odnalazła mnie pewna Japonka - Yoko. Przygarnęła mnie i pomogła wyzdrowieć. Trwałem przy niej przez kilka lat, po czym zmarła ze starości. Przed śmiercą podarowała mi mój amulet. Dzięki niemu mogłem w jakimś stopniu zachować ją przy sobie. I tak mijały dni, tygodnie, razem przemieżaliśmy świat w poszukiwaniu idealnego miejsca na watahę. Dotarliśmy tutaj. - rozejrzał się wokoło z dumą. - Rou... wszystko gra? - nagle spoważniał. Dopiero teraz się zoriętowałam, że mam pyszczek mokry od łez. Kaminari wyciągnął łapę w moim kierunku. Zawachał się na moment po czym ostrożnie wytarł mi policzki. Uśmiechnęłam się, choć jednocześnie czułam się zażenowana.
- Nie wiem dlaczego... ale tak strasznie przypominasz mi ojca. - wyznałam. - Też był taki... poważny, ale potrafił też być łagodny i zabawny... - kolejne gorące krople spływały mi po twarzy.
- Już... spokojnie... będzie dobrze... - mówił Alpha czując się jak widać niezręcznie przy płaczącej waderze.
- Dobrze. Jest okay. - otarłam pyszczek. - Przepraszam. Nie chciałam zadręczać cię swoimi problemami. Może... najlepiej ja już pójdę. - odwróciłam się i ruszyłam,. Wtem usłyszałam, jak basior woła moje imię.
<<Kaminari?>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz